„Panie Anna i Monika Żeromskie”

Na zdjęciu: Anna i Monika Żeromskie oraz Hanna Morozowicz-Szczepkowska

Miałam zaszczyt poznać Panie Żeromskie. Były to lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Jako młoda lekarka znalazłam się wówczas w domu Stefana Żeromskiego i tak już pozostało, aż do ostatnich chwil życia Pani Moniki.

 

Pani Anna Żeromska – starsza Pani, ciepła i miła, pełna pogody i życzliwości, a jednocześnie skromna i prostolinijna. Wdzięczna za wszystko. Pamiętam słowa podziękowania za przyniesione leki, które w stanie wojennym w postaci darów otrzymywała polska służba zdrowia. Panią Annę postrzegałam jako artystkę, malarkę, wielką Damę, symbol innego, przemijającego świata. Zapamiętałam, jak wielką miłością Matka i Córka obdarzały się nawzajem. Pani Monika do końca swego życia z ogromnym uwielbieniem wspominała Matkę i Ojca. Powiedziała mi, że wyniosła to z rodzinnego domu, z życia w atmosferze wielkiego uczucia, które łączyło Jej rodziców. Mówiła: „Miałam najpiękniejsze dzieciństwo i młodość. Byłam córką wielkiego Pisarza, otoczona Jego miłością i miłością Matki. Nie pamiętam, by moi rodzice się gniewali. Mój Ojciec uwielbiał swoją Hanusię i mnie, nie był w stanie niczego mi odmówić”.

Wielokrotnie podkreślała, jak Żeromski kochał Konstancin. Był to Jego pierwszy własny, prawdziwy dom, ze wspaniałym ogrodem, który sam sadził i pielęgnował. Lubił w nim spacerować i podziwiać widoki z oszklonej werandy. „Miejsce Jego pracy – wspominała – stanowił najbardziej odległy, narożny pokój, żeby jak najmniej przeszkadzały mu dziecięce zabawy. Zawsze jednak dla mnie znajdował czas, zarówno na zabawę, jak i długie spacery na cmentarz w Maryninie, który szczególnie sobie upodobał. Jeździł do Warszawy konstancińską kolejką. Idąc kiedyś na stację aleją wysadzaną akacjami, powiedział: ”Żadne Capri, żadne Nervi, żadna Nicea nie pachną tak jak Konstancin”. Były to piękne, beztroskie lata w Konstancinie.

 

Autor zdjęcia: Andrzej Piętka, Willa “Świt” Stefana Żeromskiego

A potem przyszła choroba i w 1925 r. śmierć Ojca. Mijały lata. Płynęło życie spędzane w przedwojennej Warszawie i Konstancinie. Miałam wielu adoratorów i kontakty z ludźmi – wielkimi tego świata. Rejs Batorym i podróże do najpiękniejszych zakątków na świecie.

Nagle nadszedł rok 1939, czasy okupacji, a potem powstanie warszawskie. Dom w Konstancinie zajęli Niemcy. Naszą największą troską było zabezpieczenie i przechowanie rękopisów Stefana Żeromskiego. Wędrówka z nimi po Konstancinie i Warszawie, a po powstaniu wydobywanie ich z gruzów oraz benedyktyńska pieczołowita ich renowacja i prace konserwatorskie. Wspomnienia wędrówki kanałami wraz z Matką, odkopywanie na Starówce zwłok przyjaciela, młodego, zdolnego kompozytora i przewiezienie ich wynajętą furmanką oraz pogrzebanie w rodzinnym grobie w Wilanowie”. Tak snuła opowiadania …

Lata powojenne spędzane w Konstancinie i Warszawie były pasmem zmagań o przetrwanie i utrzymanie domu i spuścizny po Stefanie Żeromskim, które opisała w pamiętnikach. Nigdy Panie nie skorzystały z propozycji wyjazdu za granicę i opuszczenia Polski. Zwyczajem się stało, że zimą przebywano w Warszawie, a latem w Konstancinie. Jednak w ostatnich latach swego życia Pani Monika nie opuszczała już Konstancina. Była mistrzynią słowa mówionego i pisanego. Opowiadała tak ciekawie i z taką pasją, że zawsze był to raczej monolog. Rękopisy Jej pamiętników są bez skreśleń. Czytając pamiętniki, mam wrażenia, jakbym Jej słuchała.

Wracam pamięcią do tamtych dni, widzę postać pięknej kobiety, majestatycznej, a jednocześnie o miłym, ujmującym wyrazie twarzy, wielkiej Damy siedzącej w głębokim fotelu. W holu na piętrze oczekującej gościa, z wykwintną filiżanką herbaty, kawy, ciasteczkami lub owocami. W lecie spotkania odbywały się na tarasie, ukwieconym i przesłoniętym zielenią, jakby kurtyną, przed niezbyt piękną architekturą sąsiednich nowo powstałych budynków. Lubiła ciszę, spokój i otaczającą przyrodę, zwłaszcza swój ogród. Spędzała w nim wiele czasu, spacerując bądź siedząc na ławeczce z ukochanym pieskiem – Laurą, w sąsiedztwie klombu.
Była dumna z postawionego Ojcu w ogrodzie pomnika-głazu w rocznicę Jego śmierci.

Panią Monikę odwiedzało wielu gości – pisarzy, twórców, ludzi kultury, niekiedy mieszkających obok w Domu ZAiKS-u, którzy pielgrzymowali do domu Stefana Żeromskiego. Jednym z nich był Pan Tadeusz Różewicz, wielki poeta, który po śmierci uwiecznił Ją wierszem Róża. Kultywując pamięć swego Ojca przyjmowała tych, którzy chcieli zwiedzić dom Stefana Żeromskiego, zwłaszcza młodzież. Również chętnie uczestniczyła w spotkaniach z młodzieżą. Wyjeżdżała na ważne uroczystości, głównie odbywające się na Zamku Królewskim lub w klubie Czytelnika z okazji wydania Wspomnień. W niektórych miała zaszczyt jej towarzyszyć. Coraz rzadsze były spotkania z przyjaciółmi z dawnych lat, którzy po prostu odeszli.

Pani Monika Żeromska była nie tylko uznaną artystką malarką. Jej dorobek stanowią martwe natury, kwiaty i portrety. Okazała się też wspaniała pisarką, czemu dała wyraz właśnie w swoich wspomnieniach.

Kiedy w 1987 roku podjęliśmy próbę utworzenia konstancińskiego towarzystwa kulturalnego, przyjęła tę wiadomość z radością. Była współtwórczynią nazwy Towarzystwa Miłośników Piękna i Zabytków Konstancina. Wyraziła zgodę na nadanie Towarzystwu imienia Stefana Żeromskiego. Została Członkiem Założycielem i Prezesem Honorowym Towarzystwa. Dopóki pozwalało Jej zdrowie, czynnie uczestniczyła w spotkaniach i udzielała nam swoich rad. Zawsze były Jej bardzo bliskie sprawy Konstancina. Była zwolenniczką zachowania statusu tego miejsca, utrzymania jego walorów przyrodniczych i uzdrowiskowych. Niepokoiły Ją: brak porządku, nadmierna chaotyczna zabudowa, lokalizowanie parkingów i nadmierny ruch w ścisłej strefie uzdrowiskowej. W domu przyjmowała przedstawicieli władz Konstancina-Jeziorny, ale też czuła niedosyt zbyt małego zainteresowania władz swoją osobą i wykorzystania Jej autorytetu na rzecz naszego miasta. Była zadowolona, kiedy obdarowano Ją Obywatelstwem Honorowym Konstancina-Jeziorny; w uroczystości wręczenia Jej stosownego dyplomu miałam zaszczyt Ją – nieobecną- zastępować.

Kochała Konstancin, kochała swój dom, który starała się zachować takim, jaki był za czasów Ojca. Jej życzeniem było, by dom w Konstancinie zachował status domu rodzinnego Stefana Żeromskiego, muzeum zaś aby powstało na Zamku Królewskim w Warszawie.


Ze względu na stan zdrowia pod koniec lat 90. częściej odwiedzałam Panią Monikę. Sytuacja stała się poważna od wiosny 2001 r. Po długim pobycie w szpitalu stan Jej zdrowia był niepokojący. Mimo wysiłków lekarzy pogarszał się. We wrześniową niedzielę siedziałyśmy przy stole, gdy nagle straciła przytomność. Natychmiastowa pomoc i przewiezienie do Instytutu Psychoneurologii uratowało Jej życie. Jeszcze przez miesięczny pobyt w szpitalu wracała wspomnieniami do swoich Rodziców i uczucia, które ich łączyło.

Pragnęła wrócić do Konstancina. Powiedziała mi, że Jej największym marzeniem jest, by jeszcze raz zasiąść na ławeczce w ogrodzie ze swoją ulubioną Laurą. Nigdy już do Konstancina nie wróciła. Odeszła nad ranem 5 października 2001 roku, a wraz z Nią odeszła pewna konstancińska epoka.

W 2021 r., w 20 rocznicę śmierci Moniki Żeromskiej, w czasie Festiwalu Otwarte Ogrody, zorganizowano Ogród Literacki u Stefana Żeromskiego. W tym wyjątkowym miejscu – konstancińskim ogrodzie Pisarza, wysłuchano przemówienia Stefana Żeromskiego, wygłoszonego w latach 1920, w hotelu Bristol oraz wspomnień o Paniach Annie i Monice Żeromskich.

Wspominając tamten czas, doceniam sens słów ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Pani Monika kochała i była otoczona wspaniałymi ludźmi, miała przyjaciół, kochała Konstancin, kochała życie i bardzo pragnęła żyć. Sprawmy, by dalej była obecna w naszej pamięci. Żyjemy bowiem tak długo, jak długo trwa nasza pamięć o Tych co odeszli.


Skip to content